Pogrążona w przeglądaniu ogromnego folderu ze zdjęciami wróciłam pamięcią do roku spędzonego w Stanach jako au pair. Choć prawie każde przyozdobione zostało uśmiechem, przypomniały ukryte w sobie historie jedynie przeze mnie widziane w pełni.
Czas zdecydowanie zmienia perspektywy i na wiele problemów patrze już zupełnie inaczej. Popełnionych błędów żałuję mocniej ale również jeszcze bardziej niezrozumiałe pozostaje dla mnie dlaczego nie udało się niczego naprawić. Widzę teraz, że obie strony chcąc uniknąć konfliktu tak naprawdę jeszcze bardziej zagęściły atmosferę, kiedy może wystarczyło po prostu porozmawiać? Przecież i tak nie byłoby gorzej.
Czytając blog o moim programie au pair jedynie bliscy mi wtedy ludzie i ci bardzo wnikliwi prawdopodobnie byliby w stanie wyczuć, że nie wszystko, pod tą powłoką przygody, było w porządku. Niestosowne byłoby opisywanie trudnych momentów bezpośrednio, bo skierowałoby wszystkie negatywne opinie w goszczącą mnie rodzinę. Nawet wtedy to wiedziałam. A zależało mi na przestawieniu wszystkiego obiektywnie. Na opowiedzenie prawdziwej historii nigdy nie nadejdzie pora, ja, po prostu próbuję powiedzieć, że ją mam. A ona od czasu do czasu o sobie przypomina... I choć wiem, że nie da o sobie zapomnieć do czasu wyjaśnienia nieporozumień to zwykłe porozmawianie wydaje się teraz jeszcze trudniejsze niż było wtedy. Co prawda czas wygoił rany i zabił część żalu, jednak jedyne czego się boje to wyjść naprzeciw z sercem na dłoni bo przeglądając te zdjęcia pamiętam energię, uczucia i siebie, którą oddałam wtedy a której dziś już nie ma.